Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/434

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy oni tak będą dzwonić aż do godziny czwartej?.. — spytała Marya.
— O czwartej, moja droga, usłyszysz jeszcze co innego — odpowiedział Tomasz. Wtedy puszczą dzwon na dobre, by podczas błogosławieństwa wtórował hymnem radości i tryumfu!
Wilhelm, uśmiechnąwszy się, zauważył:
— Tak... tak... brzmi donośnie... i nic nie pomoże zamknięcie okien i zatkanie uszów... Nikt w Paryżu nie może się uchronić od słyszenia Savoyardy! Mówiono mi, że nawet przy Panteonie słychać ją wybornie!
Każdy coś powiedział i choćby słowo dorzucił, tylko babka milczała i była obojętna na ponure, przeciągłe huczenie potężnego dzwonu. Antoni oburzał się przedewszystkiem na odrażająco szpetne obrazy i obrazki religijne, sprzedawane dziś w niezliczonej ilości, Pątnicy rozchwytywali zwłaszcza bonbonierkowego Jezusa z piersią przekrojoną i ukazującego swe krwawe serce. Przyjęty ten szablon miał niesłychane powodzenie pomiędzy pobożnymi pielgrzymami, chociaż wstrętny był barbarzyństwem kolorytu i nizkim materyalizmem pojęcia artystycznego.
Wstano od stołu, rozmawiając coraz głośniej, bo huczący bezustannie dzwon nie dozwalał się słyszeć. Wszyscy powrócili do pracy. Babka szyła w pobliżu oszklonej ściany, Marya tuż przy niej haftowała. Trzej chłopcy pracowali, milcząc i zaledwie od czasu do czasu który z nich podniósł