Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/443

Ta strona została uwierzytelniona.

natury. Następnie myśl jego zatrzymała się na giełdzie. Tutaj byłby piorunem raził możnowładców pieniężnych, kapitał zmonopolizowany i jarzmem ciążący na całej warstwie społeczeństwa. Lecz i tu zakres i znaczenie kary było zbyt ciasne. Niejednokrotnie powracała mu ochota zburzenia pałacu sprawiedliwości, będącego siedzibą ludzkiej przewrotności, niewolniczych praw, nadużyć, fałszywych oskarżeń i wyroków. Podminowany gmach runął by na głowy wszystkich tych nieomylnych sędziów i wszystkich tych zaciekawionych przelotnych przybyszów, którzy przepełniają sądową salę dla zabicia czasu, dla pustej rozrywki. Wybuchający wulkan byłby z dziką ironią pochłonął tych i tamtych, nie rozróżniając, nie zatrzymując się na szczegółach, wymierzając sprawiedliwość z pierwotnem okrucieństwem natury. Przez dłuższy czas zastanawiał się, czy nie najlepiej będzie skazać na zagładę Wielki Łuk Tryumfalny. Wszak był to pomnik, uświęcający wojnę, zatem nienawiść pomiędzy narodami, fałszywą chwałę i sławę, okupioną mordem i pożogą. Niech runie ten kolos, wzniesiony na cześć wielkich zdobywców i wielkich rzezi, które wytoczyły tyle krwi, niosąc łzy i rozpacz osieroconym! Wilhelm z przyjemnością zatrzymywał się na tej myśli, bo nęciła go okoliczność, że otwierając otchłań pod Łukiem Tryumfalnym, byłby tylko sam jeden swoje życie poświęcił i legł