Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/444

Ta strona została uwierzytelniona.

pod gruzami, zmiażdżony kamiennym olbrzymem. Grób miałby wspaniały a pamięć czynu byłaby wiekopomna i bogata plonami rozmyślań!
— Musiałem odstąpić od tego zamiaru — mówił dalej — bo dostęp okazał się utrudniony. Niema tam ani piwnic, ani żadnych podziemnych korytarzy. A wreszcie, chociażbym chciał tylko własne swoje życie poświęcić, zastanowiłem się, że czyn mój tem większe będzie miał znaczenie, im większa ilość padnie rażonych ofiar. Będzie to okrutną i krwawą lekcyą ta niesprawiedliwa śmierć niewinnego tłumu, tysięcy nieznanych istot, anonimowych męczenników! Maszynerya naszego ustroju społecznego z nieubłaganą srogością śle na śmierć zastępy ofiar ginących z niesprawiedliwości, z wyzysku i nędzy, potrzeba więc, by zamach, przezemnie przygotowany, odezwał się szeroko po świecie, by echem swym zbudził wszystkie sumienia! Piorun już gotów i padnie zaraz, rażąc tysiącami śmierci, miażdżąc jak stopa człowieka zanurzająca się w rojne mrowisko.
Oburzony Piotr, krzyknął gorączkowo, protestując sercem i umysłem:
— Bracie! bracie! czyż to twoje usta wypowiadają takie słowa?
Wilhelm, jakby nie słysząc, mówił dalej:
— Ostateczny mój wybór padł na bazylikę Sacré Coeur. Miałem ją tuż pod ręką i była najłatwiejszą do zburzenia. A przytem oddawna gnie-