Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/445

Ta strona została uwierzytelniona.

wał mnie ten gmach, obrażający wszystkie moje uczucia. Nieraz ci o tem wspominałem. Bezczelną i obelżywą jest ta świątynia absurdu, wzniesiona na najwyższem paryzkiem wzgórzu. Paryż! nasz Paryż miałby dozwolić, by go ukoronowano w tę czapkę błazeńską?... Paryż, stolica prawd, zdobywanych wysiłkiem mózgów tylu pokoleń! Paryż, jaśniejący nad światem, jak pochodnia wiedzy! Paryż! Paryż miałby nosić na sobie takie piętno, taką zniewagę, taki tryumf ciemnoty nad światłem, głupoty nad rozumem! Nie! nie! Paryż nie ugnie się pod jarzmem ich złowrogiem! Paryż nie ukorzy się w pokucie! Paryż zna swoją misyę i zmiecie wszystko, co staje mu na przeszkodzie do spełnienia wielkiego swego przeznaczenia! Paryż wiódł dotąd i nadal wieść będzie ludzkość ku prawdzie, sprawiedliwości i zerwaniu pęt opóźniających pożądane wyzwolenie wszystkich serc i umysłów! A więc niech pada świątynia, wzniesiona kłamliwemu bóstwu, ziejącemu upodlenie i pokorę ducha! niechaj gruzy tych murów przywalą i zasypią zbiegłe tłumy wiernych, by katastrofa huknęła przeciągłym rykiem po całym obszarze ziemi, wstrząsając ludzkość i i wzywając ją ku odrodzeniu i odmianie wszystkiego!
— Bracie! bracie! — zaczął Piotr wołać z przejęciem, — czyż to ty do mnie mówisz?... Więc na takie bezdroża zaszedłeś?... Ty uczony i zastanawiający się nad wszystkiem! i to, pomimo świa-