Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/446

Ta strona została uwierzytelniona.

tłego twego umysłu i szlachetności twego serca?... Jakaż burza wre w tobie, byś miotał się w takiem szaleństwie i gnał, ulegając jego podmuchom?... Czyż nie zdajesz sobie sprawy z okropności słów swoich?... Bracie mój, przypomnij sobie wieczór naszej wzajemnej spowiedzi i zawarcia sojuszu serc naszych. Odkryłeś wtedy przedemną swoje marzenia idealnej anarchii, tej najwyższej, najpiękniejszej harmonii życia, które swobodnie rozwijając się podług praw naturalnych, stworzyłoby szczęście, krępowane dzisiaj tysiącznemi pętami. Lecz wtedy, bracie, brzydziłeś się anarchią uwzględniającą rabunek, odtrącałeś z pogardą potrzebę mordu, buntowałeś się przeciwko gwałtowności czynów i zaledwie mogłeś się zdobyś na wyrozumiałość i uwzględnienie zapalczywości niektórych szaleńców pędzonych gorączką, zrozpaczonych nędzą. Bracie! czemu mam przypisać zaszłą w tobie odmianę, dlaczego z dziedziny myśli wytrąciłeś samego siebie i z wyżyn, na których stałeś, zeszedł do czynu z pragnieniem rzucenia straszliwej klęski?
Wilhelm odpowiedział spokojnie i z wielką prostotą:
— Salvat zginął pod nożem gilotyny, a gdy szedł na śmierć, wyczytałem w jego oczach testament, jaki mi pozostawił do spełnienia... Jestem tylko wykonawcą. Oto jest właściwa przyczyna zaszłej we mnie odmiany. Od kilku miesięcy nie przestawałem cierpieć i rozpaczać nad złem,