nał dźwigające je barki, nie orzeźwiając serc nadzieją w niezawodność ulgi. Zdarzało się, że poglądy Janzen’a spływały się w jedno z poglądami Wilhelma. Niektóre, wspólne im porywy, przekraczając aż po za horyzont, czyniły z nich zaborców wszystkiego dla wszystkich. Nic nie było podług nich zbyt wspaniałego dla zabezpieczeniu szczęśliwego bytu człowieka na ziemi. Rozbujałe marzenia Wilhelma wtrącały go w otchłanie rozpaczy, gdy napotykał w życiu codziennem niedolę i nędzę ubogiej ludności przedmieść Paryża, a tragiczna historya Salvata stała się fermentem buntu, jakim wrzał od dnia wyroku śmierci i krwawego epilogu na placu de la Roquette, Wypadkowo wplątany w tę sprawę od samego początku, Wilhelm nie przestawał wywoływać całości jej przebiegu. Był naocznym świadkiem zamachu, widział Salvata wchodzącego pod bramę pałacu Duvillard dla podłożenia bomby, rzucił się za nim, lecz było już zapóźno, wybuch nastąpił, kalecząc go i odosobniając na długie tygodnie w samotnym dworku Piotra, odzyskanego niespodziewanie brata. Tam go odwiedził Salvat, tam Wilhelm czytał w dziennikach niedorzeczne sprawozdania, ztamtąd wyszedł po chorobie na pierwszą dłuższą przechadzkę i stał się świadkiem obławy po lasku Bulońskim, obławy, ścigającej człowieka, jak dzikie, drapieżne zwierzę. Ach, a ta postać pojmanego Salvata, umierającego ze znużenia i z głodu! Salvata
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/448
Ta strona została uwierzytelniona.