Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/449

Ta strona została uwierzytelniona.

otoczonego zbirami, dumnymi z rezultatu kampanii paruset ludzi przeciwko jednemu! a potem sąd przysięgłych, sędziowie, żandarmi, świadkowie, Francya cała domagająca się głowy nieszczęśliwego, który stał się kozłem ofiarnym, mającym odkupić zbrodnię ich wszystkich! Piotr przypomniał sobie przygnębienie i wściekłą, niemą rozpacz Wilhelma na widok gilotyny, tego potwornego miecza ludzkiej sprawiedliwości. Od owego poranku, w którym ujrzał Salvata prowadzonego na ścięcie, nastąpił gwałtowny przewrót w jego umyśle. Pozbawiony został spokoju i owładnięty do szału ideą wymierzenia sprawiedliwości czynem tak potężnym, by zło raz nazawsze zostało wyplenione na korzyść dobra, które nieomieszka je zastąpić. Salvat, zamieniając z nim ostatnie spojrzenie, zaraził go swoim szałem męczennika, umierającego w imię idei. Odtąd marzył tylko o śmierci, o oddaniu swego życia, wysączeniu swej krwi aż do ostatniej kropli, o unicestwieniu tysięcy innych ludzkich ofiar, by społeczeństwo, przerażone ogromem kataklizmu, opamiętało się i zawyrokowało powstanie nowej ery, złotej epoki ogólnej szczęśliwości.
Piotr, uprzytomniwszy sobie to wszystko, zrozumiał wyrobienie sobie postanowienia Wilhelma i uląkł się, że nie zwalczy nieprzytomnego jego zaślepienia. Przerażony, rzekł, o ile mógł najspokojniej: