Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

ostatnia ich miłosna pieszczota, ostatnia schadzka, bo wstrętnem byłoby to powtarzać teraz kiedy wiedzieli wszystko i wszystko sobie powiedzieli. Jednakże w niemej pieszczocie, której żadne z nich przerwać nie śmiało, pragnęli znaleźć iluzyę, że to nie po raz ostatni tulą się miłośnie ku sobie, że nie zrywają jeszcze z sobą i może odnajdą słodycz pocałunków łączących ich usta. Żegnając wszystkie razem przeżyte chwile szczęścia, płakali, pieszcząc się i milcząc.
Gdy wreszcie oderwali się z długiego uścisku, wyraźniej niż przedtem przedstawił się ich oczom nędzny pokój, w którym byli zamknięci, wytarta sofa i pospolite cztery krzesła przy stole. Palący się w kominku gaz syczał nieprzyjemnie, a powietrze silnie nagrzane przesycała ciężka wilgoć.
— Nie chcesz herbaty? — spytał Gerard.
Ewa stała przed lustrem i poprawiała włosy.
— Nie, niechcę herbaty, wiem że jest tu zwykle szkaradna.
Ewa czuła się znów przygnębioną. Już zaraz ztąd wyjdzie i nigdy nie wróci, wszystko skończone! Chwilę przedtem myślała, że wyniesie ztąd słodkie tylko wspomnienie, złączone z pamięcią pierwszego tutaj spotkania i ostatniego uścisku z Gerardem. Wtem z korytarza doleciały głosy męzkie i ciężkie, ale pośpieszne stąpania. To do reszty doprowadziło ją do rozpaczy. Lecz w korytarzu biegano teraz i stukano do drzwi. Prze-