Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/450

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bracie! wpadłeś w szaleństwo! oni ciebie do szaleństwa doprowadzili! Zemsta, i to zemsta pojmowana w ten sposób, jest niegodną człowieka twojej miary. Prawda, że bezlitosne prześladowania mogły rozjątrzyć wiele umysłów i że powiał teraz złowrogi duch okrucieństwa... lecz zło nie da się wykorzenić złem... zemsta wywołuje zemstę, oddala możność ukojenia bólów i pożądanego pobratania się serc i umysłów. Bracie! zeszedłeś z właściwej tobie drogi... wkroczyłeś na manowce takiego Salvata... czyż chcesz się teraz łączyć z tymi, którzy zabijają, z tymi, którzy kradną?... Bergaz usprawiedliwia, a może nawet szczyci się rabunkiem pałacu księżnej de Harn. A czy pamiętasz niewinną ofiarę zamachu Salvata, tę młodziutką, jasnowłosą dziewczynę, zmiażdżoną wybuchem pod bramą pałacu barona Duvillarda. Bracie! bracie! opamiętaj się! Błagam cię i zaklinam, nie krzywdź samego siebie, nie krzywdź nas wszystkich, którzyśmy tobie ufali, miłując cię i wielbiąc!
Wilhelm machnął ręką z lekceważeniem. Cóż to wszystko może go obchodzić, jego, będącego jakby po za życiem, w przedsionku śmierci?... Czyn, który zaraz spełni, odbierze życie tysiącom istot ludzkich, lecz wszakże on razem z nimi legnie w tym samym grobie! Każdy przewrót społeczny miał swoje ofiary, więc nie może być teraz z tego powodu obezwładniającego wahania i co postanowił i obmyślił, spełni z jak największą ścisłością.