Pragnąc uratować brata, Piotr przypomniał mu ważność jego obowiązków:
— Wilhelmie, a gdzież są dawne twoje wielkie zamiary?... Tobie niewolno od nich odstępować!
Gorączkowo, z uniesieniem zaczął rozbudzać w nim dumę uczonego, genialnego wynalazcy.
Mówił o tajemnicy, jaką mu powierzył — o maszynach wojennych, mogących znieść olbrzymie armie, zniszczyć miasta obronne, zrujnować całe prowincye. Wszak chciał swoim wynalazkiem uzbroić Francyę, by, zwycięzka w przyszłej wojnie, rządziła całym światem, darząc jego ludy wolnością i braterstwem. Czyż odstąpił od tak wspaniałego zamysłu?... czyż wynalazek swój, przeznaczony do tak wielkiego celu, zbezcześci, wysadzając w powietrze tysiące niewinnych istot wraz z kościołem, który niebawem zostałby odbudowany, by stać się miejscem pielgrzymki do grobu męczenników?
Wilhelm uśmiechnął się ironicznie, mówiąc:
— Nie zaniechałem zamiaru, który ci zwierzyłem, ale go przeistoczyłem. Przypominasz sobie, że wahałem się wtedy... staczałem z sobą walki pełne goryczy... Ach, bo okropnem jest położenie człowieka, który zeznaje, że trzyma losy świata w swej dłoni! Chwytały mnie obawy, drżałem, pytając sam siebie, czy zdołam uczynić dobry wybór i czy właściwą uzbroję rękę. Paryż nie jest bez zmazy, a wypadki, jakich od kilku miesięcy
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/451
Ta strona została uwierzytelniona.