— Koniecznem jest, by ten gmach runął i zagrzebał mnie w swoich gruzach, bo jeżeli doświadczenie nie poprze i nie stwierdzi moich dokumentów, jeżeli Paryż i świat nie zadrży ze zgrozy nad siłą wynalezionego przezemnie prochu, zaliczony zostanę do liczby szarlatanów, utopistów, marzycieli, których plany nie mogą być brane na seryo. Tak, potrzeba, by tysiące ludzi poniosło śmierć, trzeba, by rzeka krwi popłynęła, bo tylko za tę cenę okupić zdołam to, czego pragnę! Śmierć moja i tysiące istot, które w tej oto chwili żyją ponad naszemi głowami, stanowić będzie wieczystą tamę przeciwko wojnom, których rzezie broczą krwią historyę wszystkich narodów!
Zamilkł, a po chwili dodał z odcieniem smutku:
— Spełnię, co postanowiłem, bo Salvat przekazał mi po sobie spuściznę domagania się sprawiedliwości. Rozszerzyłem jej zakres, nadałem wyższe znaczenie, bo umysł mój do tego się nadawał. Rozważałem i wydało mi się pożądanym celem przykrócić możność wojny. Lecz czyż można wiedzieć, o ile z tego wypłynie dobro?.. A może lepiej byłoby, gdyby mój wynalazek był własnością prostaczego umysłu i został spożytkowany bez osnutych naprzód planów? niechajby wybuchł jak wulkan, zmieniający nagle wygląd okolicy, które to spustoszenie trwać nie może długo, bo życie zaraz na nowo obejmuje ją w posiadanie i urabia podług harmonijnych swoich prawideł.
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/454
Ta strona została uwierzytelniona.