Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

rażona, pobiegła do okna i, wychyliwszy się, zobaczyła agentów policyjnych, okrążających restauracyę i należące do niej zabudowania. Najniemożliwsze przypuszczenia obległy jej umysł. Może Kamilla kazała ją śledzić?... A może jej mąż chce ją złapać zamkniętą z kochankiem, by rozwieść się z nią a ożenić z Sylwią?... Jakiż okropny wyniknie z tego skandal i uniemożliwi wszystkie powzięte postanowienia! Czekała, zbladłszy, a Gerard również blady i drżący, błagał, by się uspokoiła, a zwłaszcza, by nie krzyczała ze strachu. Lecz gdy stukanie we drzwi stało się jeszcze gwałtowniejszem i gdy komisarz policyi rozkazująco kazał otworzyć, musieli go usłuchać. Ach, jakże okropną była ta chwila, jakie przerażenie i jaki wstyd ogarnął ich oboje!
W sali na dole, Wilhelm i Piotr przeszło od godziny czekali, by deszcz przestał padać. Rozmawiali półgłosem; usiadłszy w rogu przy oszkleniu werendy i spoglądając od czasu do czasu na szare niebo, dyskutowali nad sposobami uwiadomienia Barthèsa o rozkazie ministra. Zgodzili się, że najzręczniej będzie zaprosić na jutrzejszy obiad Teofila Morin i jemu, jako staremu przyjacielowi wiecznego więźnia, dać zlecenie, by go uwiadomił o nowo spadającem nań wygnaniu.
— Tak będzie najlepiej — powtórzył Wilhelm. — Morin kocha go serdecznie, więc znajdzie słowa najłagodniejsze, by mu to powiedzieć. Przypusz-