Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/462

Ta strona została uwierzytelniona.

kilku miesiącami! Czy nie pamiętasz owego wieczoru w Neuilly, gdyś mnie tulił na swojem sercu, pocieszając w niemocy strapienia. Otóż teraz oddaję ci tylko to, czem mnie wtedy obdarzyłeś. Wilhelmie, pamiętasz moją spowiedź przed tobą?... zwierzyłem ci wtedy całą moją nędzę, otchłań zwątpienia, w którą runąłem... a ty mi kazałeś żyć i kochać.. Bracie! ty więcej jeszcze zrobiłeś dla uleczenia mnie z gorzkiej rozpaczy zwątpienia, wyrwałeś ze swego serca miłość, która opromieniała ci życie i dałeś mi ją w darze, pragnąc mojego szczęścia. Poświęciłeś się dla mnie z bezgraniczną wspaniałomyślnością, wyratowałeś mnie, uzdrowiłeś, kosztem własnego szczęścia... Błogością więc jest dla mnie módz ci się, chociażby w drobnej cząstce, wywdzięczyć i pocieszyć cię w chwili przełomu targającego ci serce.. Dziś na mnie przyszła kolej obudzić w twem sercu potrzebę życia.
— Próżne czynisz wysiłki. Krew twoją rozlałem i ślady tej zbrodni nie zatrą się w mojej pamięci... Już dla mnie wszystko skończone... beznadziejnie skończone!
— Nie! nie! Masz jeszcze przed sobą długie lata życia, które spędzisz, kochając i pracując! Powtórzę ci własne twoje słowa, że nigdy nie trzeba tracić niedziei w dobro i potrzebę życia!
Bracia, zwarci w serdecznym uścisku, długo z sobą rozmawiali szeptem przerywanym łzami. Świeca się dopaliła i nagle zgasła, lecz nie