Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/471

Ta strona została uwierzytelniona.

W urywanych zdaniach wypowiadał, że nie uznaje istniejących narodowych nienawiści. Wszyscy ludzie są braćmi i wszyscy mają jednakowe całe wyswobodzenia się z pęt, jakie ich krępują. Z niektórych słów Janzena bracia wywnioskowali, że obecnie zamierza jechać do Hiszpanii. Towarzysze oczekują go tam, przywołując do wspólnej roboty. Tonem zimnym, oderwanym, dodał, przeskakując na inny temat rozmowy:
— Czy wiecie, że rzucono bombę w kawiarni „de l’Univers“ na wielkich bulwarach? Trzech burżuazów legło na miejscu.
Przerażeni wieścią, Wilhelm i Piotr zaczęli go wypytywać o szczegóły. Opowiedzał, że zdarzyło się tak właśnie, iż był w pobliżu owej kawiarni, słyszał wybuch i widział, jak szyby wyleciały z okien. Na podłodze w sali znaleziono trzech ludzi zabitych, dwóch panów nieznanych, zapewne przechodniów, którzy tu wstąpili przypadkowo, trzeci zaś był stałym gościem, mieszkał w sąsiedztwie i przychodził codziennie na wieczorną partyę domina. Sala uległa zupełnemu zniszczeniu, gwałtowność wybuchu porozbijała wszystkie sprzęty, łamiąc marmurowe stoliki, skręcając bronzowe lampy, tłukąc szkła, siejąc kule w zwierciadlanych ścianach i malowanym suficie. Od razu powstało zbiegowisko ludzi, tłoczono się do uduszenia. Sprawca zamachu został ujęty. Pochwycono go prawie natychmiast,