Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/472

Ta strona została uwierzytelniona.

na skręcie ulicy Caumartin, którą obrał do ucieczki.
— Nie wiem dlaczego dopiero teraz wam o tem mówię, — rzekł Janzen — bo wprost z bulwarów zaszedłem tutaj, by was zawiadomić. O takich sprawach lepiej jest wiedzieć możliwie najprędzej.
Piotr, wiedziony nieokreślonem przeczuciem, zapytał go, czy nie wie kto jest sprawcą zamachu. Janzen odpowiedział, ociągając się:
— W tem jest całe złe, że go znacie... Sprawcą zamachu jest Wiktor Mathis.
Piotr byłby teraz pragnął nigdy nie słyszeć nazwiska pochwyconego sprawcy zbrodni, przypomniał bowiem sobie o obecności matki Wiktora. Była tu przed chwilą, zapewne więc jest jeszcze i słyszy wszystko z kąta, w którym siedzi, oczekując na przyjście babki. A może wyszła?... Piotr nie śmiał sprawdzić, stał przykuty na miejscu, wywołując w pamięci postać Wiktora, tego młodzieniaszka o puszczającym się zaledwie zaroście, o prostem, upartem czole i szarych, niezwykle inteligentnych oczach. Nos miał suchy, orli, a usta o cienkich wargach, stanowcze, okrutne, nie umiejące wymawiać słów przebaczenia. Ten nie pochodził z ludu, jak Salvat, nie przemawiała na jego korzyść nieświadomość i chęć zemsty za doznane cierpienia. Wiktor Mathis był synem burżuazyi, otrzymał wykształcenie, był kandydatem do szkoły Normalnej. Cóż go po-