Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/473

Ta strona została uwierzytelniona.

pchnęło do buntu przeciwko społeczeństwu?... Wszak nie namiętności polityczne, nie miłość ludzkości, ani męczarnie głodowej nędzy. Drogą rezonowania, zimnem naginaniem naukowych teoryj, Wiktor Mathis uwzględniał zbrodnię, uważając środki gwałtowne za konieczne dla przyśpieszenia ewolucyi społecznej. Mając w sobie wrodzony popęd destrukcyjny, całą energię zużywał na tworzenie krwawych planów zniszczenia, które mogłyby mu zapewnić nieśmiertelność, chociażby ku niej miał podążyć, zostawiając głowę pod nożem gilotyny.
— Ach, to Wiktor Mathis!... — szepnął Wilhelm. — Nie przypuszczałem, by się zdobył na coś podobnego!
Piotr, odczuwając głębię wzruszenia brata, uścisnął mu rękę z gorącą serdecznością, a jakkolwiek sam był wzburzony, w imię ludzkiej solidarności mówił sobie, iż wiadomość ta ostatecznie wstrząśnie umysłem i sercem Wilhelma, przyspieszając jego uzdrowienie.
Bracia przypuszczali, że Janzen był wspólnikiem zbrodni Wiktora Mathis. Właśnie zaczął dowodzić, że Wiktor od chwili śmierci Salvat nie przestawał marzyć o sposobach pomszczenia go, gdy z ciemnego kąta pracowni ozwało się jękliwe westchnienie, a wkrótce potem łoskot ciężaru, upadającego na ziemię. Zemdlała i osunęła się z krzesła nieszczęsna pani Mathis, matka, przypadkowo słuchająca opowiadania o zbrod-