sprzątnięty i podano czarną kawę, gdy nadszedł dziesięcioletni chłopiec, syn stróża z ulicy Cortot, chcąc się widzieć z panem Piotrem Froment. Nieśmiało opowiedział, że ksiądz Rose jest bardzo chory, umierający i prosi, by pan Piotr Froment przyszedł do niego, jak można najprędzej, natychmiast.
Piotr, wzruszony i zaniepokojony, zerwał się i poszedł z chłopcem. W kilka minut był już na ulicy Cortot. Wszedł spiesznie do dobrze znanego sobie mieszkania na dole, z oknami wychodzącemi na niewielki ogródek. Ksiądz Rose dogorywał na łóżku, lecz zachował przytomność umysłu, ujmującą słodycz i uśmiech. Obecna przy nim zakonnica spojrzała z niezadowoleniem na przybyłego gościa, zdawała się być nawet zaniepokojoną przyjściem tego nieznanego jej człowieka. Piotr odgadł, że była postawiona na straży i że ksiądz Rose w tajemnicy przed nią kazał go przywołać. Ksiądz Rose z łagodną powagą poprosił swą opiekunkę, by go pozostawiła sam na sam z gościem. Nie śmiała stawić oporu woli umierającego i ociągając się, wyszła z pokoju.
— Ach, moje dziecko, jakże pragnąłem rozmowy z tobą! Usiądź przy mnie jak najbliżej, żebyś mógł słyszeć moje słowa... bo za kilka godzin już mnie nie będzie... umrę przed wieczorem... a mam tak ważne zlecenia... tak ważne prośby do ciebie...
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/479
Ta strona została uwierzytelniona.