Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/485

Ta strona została uwierzytelniona.

przeciwko tej niemocy, lecz poza dobroczynnością żadnego leku dopatrzeć się nie zdołałem. Pamiętasz nasze wędrówki po najbiedniejszych ulicach Paryża? Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę? Powiedziałem ci, że pomimo wszystkiego, co zaszło, kochać się będziemy w miłości bliźnich... i widzisz... odgadłem, a raczej dałem dowód, że dobrze poznałem twoje serce, bo po tak długiem niewidzeniu się, po tych zmianach, zaszłych w twojem życiu... przybiegłeś na moje wezwanie i odnajduję cię takim samym, jak byłeś, dobrym, serdecznym, współczującym ludzkiej niedoli... Jestem spokojny o moich biednych, których ci powierzam. Ale co do mnie, to wolę już odejść z tego świata, wolę... było mi za ciężko, nie mogłem podołać zadaniu... Za wiele widziałem nędzy, której nie mogłem przyjść z pomocą, a jednak... wszak wiesz... robiłem wszelkie wysiłki... narażałem się na niezadowolenie moich przełożonych, ganili mnie i karcili, dowodząc, że jestem niedorzecznym, że skandalizuję wiernych mojem postępowaniem i że narażam na szwank naszą świętą religię... Czas więc, by mnie śmierć zabrała... bo pomimo wszystkiego, tylko coraz cięższą widziałem niedolę. Nędza wzmaga się i nie widzę na nią ratunku.. Synu mój! teraz pożegnajmy się z sobą.. Serce mam zbolałe życiem, a dłonie bezsilne, zwyciężone.
Piotr ucałował go z synowską miłością i wyszedł z twarzą zalaną łzami, niewymownie wzru-