Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/491

Ta strona została uwierzytelniona.

bardziej odrażające produkta, wyleje się z czasem na świat nieoceniony lek uzdrowienia, zapewniający mu nową erę młodości i szczęścia. Piotr pochylił się nad pełną po brzegi kadzią i chciwie począł śledzić jej zawartość. Na powierzchni, jak piana, burzył się świat polityczny. Monferrand wypływał na grzbiecie powalonego przez siebie Barroux, ujarzmiał przekupstwem chciwych i hulaszczych, jak Fonsègue lub Duthil, posługiwał się poczciwcami, jak Taboureau i Dauvergne, umiał wyzyskać nawet zapaleńców, i sekciarzy takich, jak Mège, oraz ludzi inteligentnych i ambitnych, jak Vignon. Pod szumowinami świata politycznego ukazała się zatruwająca warstwa sprzedajnego złota; głośna sprawa kolei żelaznych afrykańskich, której gnijące wyziewy rzuciły zarazę w parlamencie, ustępowała miejsce nowym kombinacyom finansowym, zrodzonym w przemysłowym mózgu barona Duvillard, tego przedstawiciela tryumfującej burżuazyi, pasożyta żyjącego krwią ssaną z całości społecznego organizmu. Postać barona Dovillard przypomniała Piotrowi jego rodzinę i najbliższe otoczenie: gorszącą miłosną awanturę Ewy, tej matki broniącej swego kochanka, a wreszcie odstępującej go znienawidzonej rywalce, córce swej Kamilli, podczas, gdy syn Hyacynt, zwyrodniały ostatni potomek rodu Duvillard, znudzony swą kochanką, księżną de Harn, rzucił ją w objęcia Sylwii, publicznej dziewczyny, ubóstwianej przez