Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/492

Ta strona została uwierzytelniona.

jego ojca i poniżającej go publicznie. Po za nimi rysowały się blade postacie zamierającej arystokracyi, pani de Quinsac, syna jej Gerarda i starego przyjaciela rodziny, markiza de Morigny. Generał de Bozonnet, przedstawiciel tradycyjnego ducha armii, wiódł pogrzebowy jego orszak, podczas gdy sędzia Amadieu dawał przykład swoim kolegom. jak uległością wobec rządu zdobywa się karyerę. Prokurator trybunału Lehmann rozumiał to również dokładnie, spisując wnioski pod natchnieniem ministra rozporządzającego awansami. Ach, a cała prasa ileż przedstawiała jaskrawych plam i dwulicowości! żyła kłamstwem i szerzeniem skandalicznych opowieści, płynęła rzeką plotek i kału poruszanego przez wiecznie bryzgającego nim Sagnier’a, lub też bawiła publiczność bezczelną wesołością takiego Massota, który, nie znając skrupułów, mówił o wszystkiem i gardził wszystkiem, albo też bronił wszystkiego.
Po za rysującemi się wyraźnie postaciami, Piotr widział w olbrzymiej kadzi Paryża niezliczoną ciżbę ścierających się ze sobą zapaśników o podnieconym apetycie i niehamowanych żądzach. Jak owady, gdy napotkają chromającego towarzysza, rzucają się nań i tuczą się jego ciałem, tak i oni, ujrzawszy powalonego na ziemię nieszczęśliwego Salvata, obsiedli dokoła wychudły kadłub szaleńca i rwali go na sztuki, wyjąc z radości, w przekonaniu, że zagrażał bez-