Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/494

Ta strona została uwierzytelniona.

Bache wzruszył lekko ramionami, mówiąc:
— Wolność... wolność... niezawodnie, że jej pragniemy! Lecz wolność nic nie znaczy, nic nie jest warta bez należytego zorganizowania.
To dało początek do wznowienia wiecznie trwającej dyskusyi. Bache bronił Saint-Simona i Fouriera, podczas gdy Morin wierzył w naukę Proudhona i Augusta Comte’a. Bache, były członek rządu za czasów komuny, a dziś radca miejski Paryża, odczuwał potrzebę wiary przynoszącej mu pociechę, zaś profesor Morin, dawny żołnierz Garibaldiego, nie odstępował od przekonania, iż świat może być zbawionym tylko dzięki wiedzy, która go matematycznie pcha ku coraz doskonalszemu rozwojowi.
Z religijnem przejęciem Bache zaczął opowiadać o uroczystości, jaka odbyła się przed paru dniami w celu uczczenia pamięci i zasług Fourniera: wszyscy wierni uczniowie mistrza zebrali się około grobu, zasypując go kwiatami, wypowiadając mowy, w których iście z wiarą apostołów twierdzili, iż dzięki tylko rozpowszechnieniu jego doktryny, ludzkość wkroczy na właściwą drogę, wiodącą ku szczęśliwej przyszłości. Gdy Bache zamilkł, Morin w odpowiedzi wypróżnił kieszenie, wiecznie pełne broszur i manifestów komitetu, zajmującego się propagandą pozytywizmu. Zwolennicy nauki Augusta Comte’a apoteozowali w nich mistrza i jego doktrynę, a na pytania dawali rozstrzygające odpowiedzi, dowodząc,