Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/499

Ta strona została uwierzytelniona.

dzie w całej pełni swej natury, czcząc miłość, płodność, pracę i życie, życie, źródło wszystkich jego rozkoszy i całej jego twórczości!
Dumania Piotra przerwał lekki krzyk dziecka, krzyk budzącego się w kołysce Jasia, jego syna. Serce Piotra zawrzało wielką, głęboką radością. To odezwanie się jego dziecka uprzytomniło mu własne zbawienie. Wszak on już siebie wyratował, znajdując się teraz po za kłamstwem, po za udręczeniami zwątpienia, po za katuszą tyloletnich rozpaczy; wyszedł z walki zwycięzko i żył podług dobrego i zdrowego prawa natury. Dreszcz przerażenia obiegł go całego na wspomnienie przeszłości, gdy sądził, że jest bezpowrotnie zgubiony, usunięty od życia, pogrążony w nicości przepisów, narzuconych w imię okrutnego Boga. Cudem braterskiej miłości został ocalony i ręką brata pchnięty na właściwe szlaki życia. Miłość kobiety dała mu pokrzepienie i on, który już zwątpił w swe siły życiowe, spłodził z nią dziecko, to dziecko kochane, silne, uśmiechnięte i z niego zrodzone. Potrójne przebywał w swem życiu próby, zawiódł się w Lourdes i w Rzymie, wynosząc ztamtąd gorycz i bóle, aż wreszcie w Paryżu olśniła go prawda i odtąd ogrzewała go, promieniejąc jak słońce. Zapoznał się z potrzebą i obowiązkiem pracy i chociaż w wieku spóźnionym nauczył się rzemiosła. Długie godziny codziennie spędzane nad pracą ręczną dawały mu pożądany spokój i poczucie pożytku przyjętego zadania, bo życie