składa się z pracy, świat by nie mógł istnieć bez spełnianego bezustannie wysiłku. Lecz ostateczne zbawienie dała mu miłość kobiety i dziecko. Jakże długo napróżno kołował, by dojść do tak naturalnego i prostego rozwiązania zadania, ileż przecierpiał, ile rozniecił w sobie błędnych zapatrywań, buntów, aż wreszcie ujrzał przed sobą cel, ku któremu od razu powinna dążyć każda ludzka jednostka. Gdy uczuciowość jego natury skierowaną była ku fałszywym ideałom, nie znajdował zadowolenia, będąc w ciągłej rozterce z rozumem. Chciał wtedy wytępić w sobie odradzające się bunty i pragnąc wierzyć i kochać, podążył przed grotę, słynącą cudami, lecz boleśnie zrażony napotkanym tam absurdem, zwrócił się po uzdrowienie do Rzymu. Pycha cuchnącego pleśnią Watykanu jeszcze mu dotkliwiej serce zmroziła i myślał, że mu już ono w piersi zamarło. Ale mylił się. Mając serce człowieka, człowieczych uczuć potrzebował do normalnego życia i teraz dopiero, będąc mężem kochanej kobiety i ojcem jej dziecka, dnie całe spędzając przy pracy, czuł się uzdrowionym i szczęśliwym.
Bache i Morin, pożegnawszy się ze wszystkimi, wyszli, obiecując, że przyjdą za kilka dni wieczorem, by znów pogawędzić o kwestyach przyszłości, w której szczęśliwe rozwiązanie wierzyli z zapałem apostołów.
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/500
Ta strona została uwierzytelniona.