Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/506

Ta strona została uwierzytelniona.

— Wyobraź sobie, Wilhelmie, — rzekł, śmiejąc się — że przez czas jakiś posądzałem cię, iż masz zamiar wysadzić Paryż w powietrze!
Wilhelm spoważniał, zbladł i wyznał szczerze:
— Rzeczywiście, była chwila, gdy miałem do tego ochotę.
— A więc możesz sobie powinszować, żeś zmienił zdanie. Płodniejszą w skutki jest praca wzmagająca dobrobyt ludzkości. Tak, ów proch, który miał zgładzić tyle istot ludzkich, przyczyni się do zabezpieczenia im wygód życia! Nie omyliłem się, wierząc w ciebie, bo osiągnięty przez cię rezultat, przewyższył moje nadzieje!
Wyrozumiała, wyższa dobroć uczonego starego mistrza rozrzewniła Wilhelma. Rzekł on prawdę, mówiąc, iż to, co miało spowodować zniszczenie, zamieniało się obecnie w dobroczynną siłę postępu. Wulkan, który miał wstrząsnąć światem, stał się narzędziem pracy, pokoju i cywilizacyi. Wilhelm zaniechał nawet planu ofiarowania państwom europejskim broni mającej uniemożliwić wojnę, a całe swe zadowolenie złożył w ostatnio dokonanym wynalazku, który, przynosząc ulgę pracy sił ludzkich, zmniejszając zmęczenie, czynił łatwiejszemi dotychczasowe warunki bytu. Oczy Wilhelma padły na bazylikę Sacré Coeur widniejącą po za oszkloną ścianą pracowni. Nie rozumiał już teraz, jak mógł uledz niedorzecznej, szalonej myśli zburzenia tego gmachu. Zapewne dał się porwać gorączkowej chęci zemsty za tyle