Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/53

Ta strona została uwierzytelniona.

przy stoliku, lecz ta dama, młody człowiek, ksiądz i jeszcze ktoś czwarty, nie były zwierzyną, którą pragnął ująć coprędzej. Zawrócił się więc natychmiast w stronę schodów, chcąc iść na pierwsze piętro, lecz garson, przerażony nagłem najściem policyi, zastąpił mu drogę, mówiąc trzęsącym się głosem:
— Panie komisarzu, tam nie można iść, bo w jednym z gabinetów jest pan i pani.
Dupot odsunął chłopca na bok, mrucząc:
— Pan i pani... nie tego szukamy... Prędzej, roztwieraj nam wszystkie drzwi, niechaj mi ani jedne drzwi, nawet od szopy, nie pozostaną zamknięte!
Wszedłszy na górę, przejrzeli wszystkie pokoje, wszystkie szafy i skrytki, tylko gabinet, w którym był Gerard z Ewą, pozostał zamknięty, bo kochankowie zasunęli zasówkę, znajdującą się wewnątrz.
Garson napróżno stukał, wreszcie zaczął wołać na cały głos:
— Niechaj państwo roztworzą... to nie z powodu państwa mamy policyę.
Gdy na wezwanie komisarza drzwi wreszcie roztworzyły się, Dupot wszedł do pokoju, lecz nie pozwoliwszy sobie nawet na uśmiech, natychmiast ztąd wypuścił drżącą damę i wybladłego, młodego człowieka. Mondésir zaś rzucił się ku drzwiom szafy, a nikogo tam nie znalazłszy, zajrzał pod sofę, a nawet pod stół, by nie mieć