Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

sobie do wyrzucenia niedbalstwa w spełnianiu służby.
Zeszedłszy ze schodów, Ewa i Gerard musieli przejść wszerz werendę, by wyjść z restauracyi. Nowego doznali wzruszenia, spostrzegłszy tu zebranych swoich znajomych. Pomimo, że twarz miała zasłoniętą gęstą woalką, Ewa spotkała się ze wzrokiem swego syna i poczuta, że ją poznał. Prawdziwa fatalność! On, taki gadatliwy i nic nieukrywający przed swoją siostrą, która trzymała go w tyrańskiej zależności i posłuszeństwie! Przeszli przez salę szybko, zrozpaczeni skandalem, a Gerard, pomimo rzęsistego teraz deszczu, odprowadził Ewę do czekającej na nią dorożki. Wychodząc z restauracyi wyraźnie usłyszał słowa Rozamundy, która, zabawiona niespodziewanem spotkaniem tylu znajomych, wołała:
— Hrabia de Quinsac... Jakim sposobem i on tutaj się znalazł! Ale kto jest ta dama? Powiedz, nie znasz tej kobiety?
Hyacynt nieco zbladł i nieodpowiadał, lecz Rozamunda nastawała:
— Musisz ją znać, a przynajmniej wiedzieć kto ona. Powiedz, jak się nazywa?
— Jakaś dama... — odrzekł wreszcie — Niewiadoma dama.
Piotr wszystkiego się domyślił, a wobec tak przykrego położenia, cierpienia i wstydu, odwrócił głowę i patrzał na Wilhelma. Lecz nowa oko-