Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

gnął więc coprędzej powrócić do pracy i do uratowanych z niebezpieczeństwa projektów swoich. Wszak policya musiała wiedzieć o miejscu, gdzie przebywał, lecz pozostawiała go w spokoju, nie domyślając się jakiejkolwiek styczności jego z Salvatem. Był zaś przekonanym, że Salvat o nim nie wspomni ani słowa. Piotr wszakże oparł się zamiarom Wilhelma, błagał brata, by zaczekał jeszcze dni kilka, aż do pierwszego dnia śledztwa i zeznań Salvata, wtedy dopiero położenie zupełnie się wyjaśni i będzie można powziąść stanowczą decyzyę. Piotr, przypomniał sobie, że wczoraj zrana, podczas wizyty w ministeryum i parogodzinnego wyczekiwania na posłuchanie, miał sposobność uchwycić niejeden zawiły frazes, dający do myślenia, że istnieje jakaś tajemna łączność pomiędzy sprawą zamachu a burzą parlamentarną, mającą dziś wybuchnąć. Pragnął więc, by Wilhelm powstrzymał się z powrotem na Montmartre, dopóki nie przeminie zagadkowość obecnego położenia.
— Słuchaj — rzekł do brata — pójdę teraz do Morina i zaproszę go na obiad, bo trzeba, aby Barthès dziś został zawiadomiony o nowym ciosie, jaki na niego spada... Następnie pójdę do Izby, aby osobiście się przekonać, jak tam sprawy staną... A wtedy zobaczymy, czy będziesz już mógł powrócić do siebie.
O godzinie wpół do drugiej, Piotr znalazł się przed pałacem Bourbonów. Wszedłszy tam, chciał