Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

artykuł w „Głosie ludu“? Ten Sagnier jest nieoceniony! Nie wiadomo zkąd, zawsze wygrzebie furę błota, chociażby inny nie znalazł tego błota ani jednej szczypty. Ale on fabrykować je potrafi byle z czego! Napluje, rozrobi, a w razie potrzeby z kloaki zaczerpnie materyały! Może być, że jest coś prawdy w jego oszczerstwach, ale on tyle nadodaje kłamstw, bezczelnych potworności, że wszystko jest zagłuszone ilością i jakością jego komentarzy. Gdy wsiądzie na jaki skandal, to już jedzie, dopóki tchu starczy... Wszystko mu jedno, na jakim cwałuje koniku, byle przynęcić publiczność, byle sprzedaż dziennika szła w górę... Zadawane przez niego trucizny mają swoich zwolenników, pragnących codziennej swej porcyi, lecz w odmiennej postaci.
Ot, cały ten tłum, który dziś tu widzimy, to Sagnier go sprowadził... Zbiegli się jego klienci, pół-główki i, wierząc mu na słowo, wyczekują gwałtownych, brudnych scen pomiędzy przedstawicielami narodu!
Massot ruszył pogardliwie ramionami, a ironicznie się uśmiechnąwszy, zapytał Piotra, czy przeczytał w dzisiejszym numerze „Globu“ artykuł niepodpisany, lecz poważny, a zarazem podstępny, wzywający Barrouxa, by wypowiedział się szczerze w sprawie Afrykańskich kolei żelaznych, bo kraj czeka na wyjaśnienia z jego ust pochodzące. Dotychczas „Glob“ zawsze podtrzymywał