Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/70

Ta strona została uwierzytelniona.

się wycofa, on za mądry, żeby pragnąć roli deputowanego, kiedy mu o wiele wygodniej pozostać w cieniu, a pomimo to trzymać za łeb całe stronnictwo katolickie, które z jego inicyatywy godzi się z naszym rządem republikańskim...
Piotr, przypominając sobie wielką uprzejmość, jakiej wczoraj doznał ze strony monsignora w przedpokoju ministra, odszukał go teraz z łatwością i wpatrzył się w tę bladą, piękną i dyskretną twarz księdza, który chociaż pozornie silił się, by zawsze każdemu ustąpić pierwszeństwa, był wszędzie dyrygującą głową, albo ręką. Monsignor Martha spoglądał na salę z zaciekawieniem, jak każdy inny z obecnych, jednakże Piotr czuł, że biskup ten jest tutaj potężnym działaczem i zdawało mu się, że lada chwila powstanie ze swego miejsca, by objąć główny kierunek spraw i rozkazywać ludziom, których większość była tajemnymi jego stronnikami.
— Otóż i Mège przyszedł — zauważył znów Massot. — Teraz posiedzenie zaraz się rozpocznie.
Zwolna sala na dole zaczęła się zapełniać. Deputowani ukazywali się we drzwiach i podążali na swoje miejsca. Lecz większość ich stała, rozmawiając z ożywieniem, z gorączką jeszcze nieuspokojoną po burzliwych dyskusyach w korytarzach. Niektórzy, zwłaszcza pomiędzy starymi deputowanymi, zasiedli na swych miejscach i rozglądali się po trybunach, a nawet po oszklonym suficie. Pogoda na dworzu musiała popsuć