Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

się ostatecznie, bo szare dotąd światło jeszcze pociemniało, nadając sali obrad wygląd przykry, ponury, pomimo majestatyczności kolumn i alegorycznych rzeźb z jasnego marmuru, które od ijały na surowem tle ścian wykładanych drzewem. Jedyną weselszą nutę tej sali stanowił czerwony aksamit pokrywający ławki i zdobiący trybuny.
W miarę jak deputowani wchodzili do sali posiedzeń, Massot wymieniał nazwiska więcej znanych. Mège, zatrzymany przez jednego ze swych kolegów z nielicznej grupy socyalistów, rozprawiał, gestykulując, jakby zaprawiając się do objęcia trybuny. Wtem nadszedł Vignon w towarzystwie kilku z gorliwszych swoich stronników, mówił coś do nich ze spokojnym uśmiechem, chcąc ułagodzić ich ujawniającą się butę. Publiczność w trybunach oczekiwała przedewszystkiem skompromitowanych deputowanych, tych których nazwiska były wydrukowane w dzienniku Sagniera. Ci byli rzeczywiście ciekawymi do obserwowania. Niektórzy udawali bezmyślną lekkomyślność i wesołość rozbawionych chłopiąt, podczas gdy inni przybrali miny poważne a przedewszystkiem obrażone. Chaigneux słaniał się na nogach, jak człowiek uginający się pod ciężarem niesprawiedliwych zarzutów. Duthil zaś przeciwnie, trzpiotał się więcej, niż kiedykolwiek, i można było przypuścić, że jest najzupełniej swobodnej myśli, lecz chwilami usta mu się wykrzywiały nerwowo, stanowiąc sprzeczność z resztą