Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

jest otwarte. Wśród panującego w dalszym ciągu zamięszania i rozmów, sekretarz odczytał piskliwym głosem protokół, a po przyjęciu takowego i przejrzeniu listów nieobecnych członków Izby, uchwalono naprędce jakiś drobny projekt prawa, głosując z miejsca przez podniesienie ręki. Wreszcie doczekano się sprawy najważniejszej, interpelacyi Mège’a, z której powodu już naprzód wszystkie umysły były wzburzone, nie wyłączając publiczności zajmującej trybuny. Ponieważ rząd nie opierał się interpelacyi, Izba zadecydowała, że dyskusya odbędzie się natychmiast.
Obecnie wszystko się uciszyło, tylko wśród głębokiego milczenia przelatywać się zdawały krótkie urywane dreszcze, niosące z sobą przerażenie, nienawiść, pożądanie i całą łakomą zgraję żarłocznych żądz ludzkich. Objąwszy trybunę, Mège początkowo starał się być powściągliwym, jasno i dobitnie wytaczając sprawę przed trybunał swoich kolegów. Wysoki, chudy, kościsty, jak stary szczep winny, podtrzymywał nieco przygarbioną postać, oparłszy się dłońmi o brzeg stołu, a słowa przerywał mu lekki, urywany kaszel, spowodowany dawną już i powolną chorobą piersiową. Oczy mówcy połyskiwały coraz namiętniej poza binoklami, a głos stawał się coraz krzykliwszym, donioślejszym, aż wreszcie zagrzmiał ze zdumiewającą siłą, podczas, gdy skurczona postać wyprostowała się w gwałtownej gestykulacyi. Przypomniał, że przed dwoma mie-