Mauroy, owego mechanika, anarchistę Salvata, ukrywającego się przed poszukiwaniami przeszło od sześciu tygodni. Wieczorem uzyskano od tego nędznika zupełne wyznanie winy i wkrótce trybunał sądowy wymierzy nań swój wyrok. Wreszcie więc moralność publiczna zostanie pomszczoną i Paryż odetchnie z długiego postrachu, anarchizm zostanie śmiertelnie ugodzony, utraciwszy swego przywódcę siejącego zbrodnie. Otóż takie on położył zasługi, takie spełnił czyny, on, minister dbały o honor i całość kraju; spokojny zatem w swem sumieniu, nie zważa na oszczerców usiłujących skalać jego nazwisko! Niechaj wpisują go na listę hańby, niechaj szerzą kłamliwe potwarze! On wie, że są to nizkie i obłudne manewry polityczne i wyższym się czuje nad potrzebę bronienia się przed kłamstwem.
Izba, zdumiona, rozciekawiona, chciwie chwytała słowa przemawiającego ministra. Historya tego aresztowania spadła jak z nieba, nikt o niej nie słyszał, nikt nie czytał o niej w dziennikach. Monferrand zdawał się składać błogosławiony dar mający przywrócić spokój przerażonym mieszkańcom Paryża. Wszak ten Salvat wyrósł w opowiadaniach do wielkości mitycznej postaci, potworu grożącego ogólną zagładą, a oto teraz, dzięki zapobiegliwym troskom ministra został ujętym; przeciągający się dramat ukończył się szczęśliwym epilogiem, którego nowinę Izba pierwsza słyszała. Głęboko wzruszona i pochlebiona Izba
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.