młody jeszcze, zajdzie on daleko! Mówią, że marzy o Elizejskim pałacu, może się i tego doczeka, a jak na teraz, widzę w nim przyszłego prezydenta ministeryum.
Zaczęło się głosowanie i gwar powstał w sali, więc Massot, nie chcąc napróżno czasu tracić chciał odejść, lecz generał zatrzymał go, mówiąc:
— Zostań pan, muszę z panem pomówić. Czyż pan nie odczuwa wstrętu do tej parlamentarnej kuchni?... Obowiązkiem pańskim jest to wszystko wypowiedzieć przed krajem, zaraz w przyszłym artykule powinieneś pan zaznaczyć, że kraj słabnie i psuje się, aż do szpiku kości takiemi obradami... a ileż takich dni jest straconych napróżno, rozproszoonych na brudne gadaniny. Mówię panu, że bitwa, któraby pokosem powaliła na polu walki piędziesiąt tysięcy naszego wybornego żołnierza, mniej byłaby dla kraju szkodliwą, niż rok takich rządów parlamentarnych. Tak, panie, czasy obecne — to prawdziwa dla nas klęska! Przyjdź pan kiedy do mnie rano, pomówimy z sobą obszerniej. Pokażę panu opracowany przezemnie projekt prawa wojskowego, bo nie trzeba się łudzić, wszystko trzeba odmienić w teraźniejszych porządkach w ministeryum wojny, co rychlej należy powrócić do dawnego systemu zaciągu żołnierzy... Armia, powinna być armią — a niczem więcej... Niechaj będzie mniej liczną
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.