Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

ale biegłą w swojem rzemiośle... Bo cóż nam z dzisiejszej armii? Cóż nam z tego, że liczebnie jest pokaźną! Ale panie, to nie żołnierze ci ludzie w mundury poprzebierani, to mieszczuchy, bawiący się w paradowanie na mustrach, a w budżecie ciążą oni tak, że kraj z ich powodu przepadnie...
Od chwili otwarcia posiedzenia Izby, Piotr nie przemówił ani jednego słowa. Słuchał uważnie ze względu na swego brata, następnie zaś dał się unieść gorączkowemu usposobieniu panującemu w sali. Nabrał przekonania, że Wilhelm nie potrzebuje się już niczego obawiać, lecz jakże niespodziewanie połączoną została sprawa Afrykańskich kolei żelaznych, oraz przekupstwa członków parlamentu, ze sprawą aresztowania Salvata! Piotr, pochylony nad wzburzoną Izbą, śledził wszystko z najwyższem zajęciem, odgadując tysiączne, krzyżujące się, dopełniające się lub sprzeczne zawikłania żądz i spraw tych ludzi. Nic nie uszło jego uwagi w toczącej się walce pomiędzy Barrouxem, Monferrandem i Vignonem, przypatrzył się dziecinnej radości niepoprawnego Mège’a, który zadowolnił się zamięszaniem w bagnisku, nigdy nie wyławiając z niego nic dla własnej korzyści. Teraz zaś Piotr bawił się, patrząc na Fonsègne’a, który ze spokojem, bo był wtajemniczonym, w jaki sposób przyszłość zostanie uregulowaną, pocieszał Duthila i Chaigneuxa, któ-