Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

rzy wpadli w przygnębienie, widząc oczywisty upadek ministeryum. Lecz główną postacią dla Piotra, był monsignor Martha i na jego twarzy śledził wrażenia dzisiejszego burzliwego posiedzenia izby. Ale piękna, pogodna twarz monsignora ani na chwilę nie straciła błogiego spokoju, cała ta dramatyczna komedya parlamentarna zdawała się być naprzód już mu znaną, i graną jedynie w celu zapewnienia tryumfu dalekim i rozległym jego planom. Oczekując na oznajmienie rezultatu głosowania, Piotr patrzał na salę, lecz uszów jego dolatywała rozmowa generała z Massotem. Wciąż jeszcze trwała o tym samym przedmiocie. Generał wykładał dziennikarzowi swój plan reformy taktyki wojennej, poboru do wojska, uzbrojenia, wreszcie powstała między rozmawiającymi sprzeczka, z powodu odmiennych zapatrywań, co do potrzeby skąpania całej Europy w krwawej, bezlitosnej wojnie. Ach, nieszczęsna ludzkości, wiecznie naglona ku drapieżnym walkom na polu bitwy, lub w parlamencie! Ach, kiedyż nastąpić zdoła jej rozbrojenie, by wreszcie żyć mogła w zgodzie z rozsądkiem, domagającym się spokoju, sprawiedliwości i braterskiego umiłowania!
Zamięszanie przedłużało się, Izba nie mogła się porozumieć co do przyjęcia porządku dziennego. Przedstawiono ich wiele, lecz wszystkie z kolei odrzucono, głosy się rozpraszały. Porządek dzienny Mège’a był zredagowany w formie zbyt gwał-