Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

naturalną dobrocią wiedzeni, głosili tę prawdę braciom, przyśpieszając ogólne wyzwoliny i ogólną szczęśliwość.
Dzisiejszego wieczoru, podczas obiadu, Barthès był w wyjątkowo wesołem usposobieniu. Otoczony przyjaciołmi, których serca znał i oceniał, nie krępował się w wypowiadaniu swojej wiary w blizkie urzeczywistnienie się marzonego porządku społecznego. Obdarzony darem opowiadania, przytaczał różne epizody ze swych więziennych wspomnień. Znał wszystkie więzienia stanu we Francyi: Sainte-Pélagie w Paryżu i Mont-Saint-Michel, i Belle-Ile-en-Mer i Clairvaux na prowincyi, oraz wszystkie czasowe stancye za kratą i pod kluczem, a nawet pontony. Smiał się wspominając te wszystkie przymusowe mieszkania swoje, twierdząc, że nigdy nie utracił rzeczywistej wolności, bo ją zawsze posiadał w swem sercu i w swem sumieniu. Trzej przyjaciele słuchali go, zachwyceni urokiem jego opowiadania, lecz serce się im ściskało z bólu, na myśl, że ten wieczny więzień zaraz powstać będzie musiał od tego stołu, by wziąść kij pielgrzymi i wyruszyć na nowe tułactwo.
Dopiero po skończonym obiedzie, podczas deseru, Piotr zabrał głos i wyjawił, jak przed paru dniami otrzymał wezwanie od ministra, który mu oświadczył, że Barthès powinien za czterdzieści osiem godzin opuścić Francyę, jeżeli chce