Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

ujść więzienia. Siwowłosy starzec słuchał o tym wyroku spokojnie, tylko oczy zabłyszczały mu młodzieńczym ogniem, a gdy Piotr skończył mówić, powstał ze swego miejsca, oświadczając z powagą, że gotów jest natychmiast wyruszyć w drogę.
Po chwili zaś, uśmiechnąwszy się łagodnie, rzekł do Piotra z czułą wymówką:
— Jakto, moje dziecko, wiedziałeś od wczoraj o tym spadającym na mnie wyroku i nie zawiadomiłeś mnie ani słowem? Wszak każda chwila pobytu mojego pod twoim dachem, jest dla ciebie dobrowolnem kompromitowaniem się wobec rządu... Wybacz mi, kochany chłopcze, lecz prawdę mówiąc, nie pomyślałem nawet, że mogę ci sprawić jakikolwiek kłopot tego rodzaju, pewny byłem, że wszystko pomyślnie się zakończy. Ale z serca ci dziękuję, tobie i Wilhelmowi, żeście mnie przygarnęli w swoim domu i dali spokojny wypoczynek staremu tułaczowi, staremu waryatowi, jakim już pozostanę do końca życia.
Błagano go, by został do jutra rana, lecz nie dał się uprosić. Wiedział, że około północy odchodzi pociąg idący do Brukselli, że zatem ma przed sobą tyle tylko czasu, ile go potrzeba, by zdążyć na dworzec kolei północnej. Nie chciał, by Morin towarzyszył mu w podróży, wiedząc, że jest on ubogim, a przytem obarczonym obowiązkową pracą. Pocóż więc ma narażać