Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/137

Ta strona została skorygowana.

dników pracowało pod rozkazami naczelnika wydziału.
— Dziwna rzecz! i tu go nie ma!... Może pan zechce poszukać go jeszcze w biurze likwidacyi... tam, na prawo.
Saccard wszedł do biura likwidacyi. Tu właśnie likwidator, będący jakoby główną osią kantoru, przy pomocy siedmiu kantorowiczów rozbierał regestr, który mu mekler przynosił codzień z giełdy; następnie zaś segregował pomiędzy klientów interesy, dokonane podług zleceń, dopomagając sobie w tej pracy kartami zleceń, zachowywanemi dla wiadomości nazwisk. Na szluscetlach bowiem nie pisze się żadnych nazwisk, zawierają one tylko krótkie wskazówki, tyczące się kupna lub sprzedaży a mianowicie: rodzaj waloru, ilość, kurs, agent.
— Czy który z panów nie widział pana Mazaud? — zapytał Saccard.
Nikt jednak nie odpowiedział na to pytanie. Korzystając z chwilowej nieobecności likwidatora, trzej kantorowicze przerzucali dzienniki, dwaj inni gapili się na ulicę, a wejście Gustawa Sédille pochłonęło całą uwagę jednego z nich, młodego Flory, który rano przepisywał i notował zobowiązania, po południu zaś wysyłał i odbierał telegramy na giełdzie. Syn urzędnika z archiwum, Flory pracował najprzód u jakiegoś bankiera w Bordeaux, poczem w jesieni przeszłego roku dostał się do biór Mazauda.