które grunt odpowiedni znalazłszy, głęboko zapuszcza korzenie. A jeżeli brat wyrwie go z tego gruntu, wykreśli z rzędu jednostek powołanych do udziału w tem bogactwie? O nie! bogdajby wszystko runęło przedtem i w proch się rozsypało pośród szalonych orgij i upojeń!
Zatopiony we wspomnieniach, Saccard czeka na szparagi, ciałem tylko obecny w sali, w której ruch i gwar wzmaga się z każdą chwilą. W zwierciadle wiszącem na przeciwległej ścianie widzi odbicie własnej postaci i patrzy na nie ze zdziwieniem. Brzemię lat minionych nie zdołało przygnieść go swym ciężarem: w pięćdziesiątym roku życia wygląda na trzydzieści ośm lat najwyżej... szczupły jest i żywy jak młodzieniec. Przeciwnie nawet, lalkowata twarz jego, śniada i zapadła, spiczasty nos, małe błyszczące oczy ukształtowały się niejako z wiekiem, nabrały uroku niespożytej młodości. W gęstych jeszcze włosach nie przeświecała ani jedna nitka srebrna.
Pogrążony w zadumie, Saccard przywodził sobie na myśl chwilę, gdy nazajutrz po zamachu Stanu znalazł się na bruku paryskim głodny, z pustką w kieszeni a żądzą niezaspokojonych pragnień w duszy. Ach! jakże żywo stawał mu przed oczyma ów pierwszy wieczór spędzony w Paryżu, gdy nie rozpakowawszy nawet tłomoczka wybiegł był na miasto w wykrzywionych butach i w zakurzonym paltocie! Zdawało mu się wtedy, że świat cały stoi przed nim otworem.
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/15
Ta strona została skorygowana.