Niezbity to był dowód potęgi tego bankiera, który miał swoich ambasadorów przy wszystkich dworach, swoich konsulów we wszystkich krajach, swoje agencye we wszystkich miastach i swoje okręty na wszystkich morzach. Nie był to spekulant ani awanturnik, obracający cudzemi milionami, marzący jak Saccard o bohaterskich zapasach, w którychby zwyciężał i zagarniał dla siebie łup olbrzymi, dzięki pożyczonym kapitałom, które mu zostawiano do rozporządzenia. Nie, Gunderman — jak sam o sobie mawiał dobrodusznie — był tylko prostym kupcem, który z niezrównaną zręcznością handlował pieniędzmi. Chcąc ugruntować należycie swoją potęgę, musiał on zawładnąć giełdą i oto dlaczego przy każdej likwidacyi zachodziła bitwa, w której szala zwycięztwa przechylała się zawsze na jego stronę, dzięki niezliczonym szeregom, jakie powoływał do walki. Saccard spoglądał przez chwilę na bankiera przygnębiony myślą, że wszystkie te pieniądze, któremi ten starzec obraca, są jego własnością, że leżą w jego piwnicach jak niewyczerpany zapas towarów, któremi przebiegły i ostrożny kupiec handluje jak pan samowładny, na skinienie którego wszyscy chylą głowy w pokorze, który sam wszystkiego słucha, wszystko widzi i do każdej roboty ręki przykłada. Kapitał kilkuset milionów, zużytkowany w taki sposób, stanowi siłę, której nic oprzeć się nie zdoła.
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/156
Ta strona została skorygowana.