siadał tyle nieocenionych zalet. Wysłuchawszy całego projektu, wahał się z początku.
— Nie, nie, jestem przeciążony interesami, nie mogę przedsiębrać nic nowego.
Potem jednak, ulegając pokusie, zaczął zadawać pytania, usiłował zgłębić cały zakres działalności przyszłej instytucyi i poznać wszystkie zamiary, w które gość wtajemniczał go bardzo przezornie i oględnie. Wreszcie dowiedziawszy się, że jednym z pierwszych interesów będzie połączenie towarzystw przewozowych na morzu Śródziemnem w jeden syndykat pod firmą „Generalnego Towarzystwa połączonych statków“, okazał natychmiastową gotowość do zgody.
— Ha! zgoda! będę należał do was, ale pod jednym warnkiem. Przedtem mianowicie chciałbym wiedzieć, w jakich stosunkach pan jesteś z bratem?
Zdziwiony tem pytaniem, Saccard nie zdołał utaić głębokiej swej urazy do ministra.
— W jakich stosunkach jestem z bratem? — powtórzył. — Każdy z nas myśli o sobie i inną idzie drogą... Rougon nie pała ku mnie zbyt żywą braterską miłością.
— Tem gorzej dla pana! — stanowczo oświadczył Daigremont. — Przystąpię do projektowanej spółki w takim tylko razie, jeżeli i brat pański będzie do niej należał. Słyszysz pan? Nie chcę, abyście żyli w złych stosunkach.
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/164
Ta strona została skorygowana.