gną go sobie zjednać ze względu na jego systematyczność, uczciwość i stanowisko polityczne. Prawdopodobnie nawet prosić go będą, aby zechciał zostać jednym z członków zarządu.
Pochlebstwo to wywarło należyte wrażenie. Huret rzucił badawcze spojrzenie na Saccarda:
— No, powiedz że pan nareszcie, czego chcesz odemnie? Jaką odpowiedź mam wymódz na Rougonie?
— Mój Boże! — z udaną obojętnością odrzekł Saccard — mnie tam niewiele na tem zależy, ale Daigremont stawia mi pogodzenie się z bratem za warunek przystąpienia do współki... Zresztą może on ma słuszność... Otóż zdaje mi się, że powinieneś pan przedstawić ministrowi nasz interes i wymódz na nim przyrzeczenie, że nie będzie przeciwko nam, jeżeli nie zechce nam pomagać.
Huret przymrużył oczy, nie mogąc się jeszcze zdecydować.
— Spróbuj że pan! — nalegał Saccard — jeżeli się panu uda uzyskać od niego chociażby słówko zachęty, Daigremont się tem zadowoli i dziś jeszcze obgadamy interes we trzech.
— No, dobrze, spróbuję — z udaną dobrodusznością zawołał nagle deputowany. — Ale, słowo honoru, robię to tylko dla pana, bo z Rougonem niełatwa sprawa, zwłaszcza wtedy, gdy mu lewica dokucza. A zatem do widzenia, o piątej.
— Tak, o piątej u Daigremonta.
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/169
Ta strona została skorygowana.