wzruszenia zabłysły w oczach inżyniera. Zdziwiony obojętnem zachowaniem się pani Karoliny, która w milczeniu przyjęła tę wiadomość, Saccard dodał:
— Jakto? więc pani nic mi nie masz do powiedzenia? Tryumf nasz nie cieszy panią zgoła?
— I owszem! — z przyjaznym uśmiechem odparła pani Karolina — niech mi pan wierzy, że jestem bardzo.. bardzo zadowoloną.
Następnie, wysłuchawszy szczegółów o syndykacie stanowczo już utworzonym, ze zwykłym sobie spokojem spytała:
— Czy to wolno zawierać spółkę i rozbierać pomiędzy siebie akcye, które jeszcze urzędownie nie zostały wypuszczone? Czy to wolno?
— Naturalnie, że wolno! — żywo potwierdził Saccard. — Czy pani sądzisz, że wszyscy jesteśmy głupcy, którzy się dobrowolnie narażają na zawód? Nie mówię już o tem, że w początkach zwłaszcza potrzebujemy ludzi pewnych, będących panami rynku... Postępując w taki sposób, umieściliśmy już w dobrych rękach cztery piąte naszych akcyj. Teraz nareszcie możemy zrobić kontrakt spółki u regenta.
— Zdawało mi się — przerwała pani Karolina nieonieśmielona tem zaprzeczeniem — że prawo wymaga, aby zakładowy kapitał towarzystwa był zapisany w całości.
Nie mogąc utaić zdziwienia, Saccard spojrzał na nią znacząco:
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/189
Ta strona została skorygowana.