Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/19

Ta strona została przepisana.

— Dobrze! — odpowiedział krótko Mazaud, układając kartki w pugilaresie. — Już dwunasta!.. dodał, spojrzawszy na zegarek. — Niechaj Berthier zaczeka na mnie. Wstąp pan po depesze i przyjdź także.
Po odejściu urzędnika rozpoczął znów przerwaną rozmowę z Amadieu i wyjmując z kieszeni inne karty zleceń, rozkładał je na obrusie. Co chwila klient jakiś wychodzący z sali zbliżał się do niego i rzucał jakieś słówko, które on wnet zapisywał na ćwiarteczce papieru, nie przestając jednak jeść śniadania. Fałszywa pogłoska niewiadomo zkąd pochodząca, na żadnych danych nieoparta, rosła i olbrzymiała jak chmura burzą brzemienna.
— No cóż? czy sprzedajesz pan? — zagadnął Moser Salmona.
W odpowiedzi na to pytanie, milczcy spekulant uśmiechnął się tak zagadkowo i przebiegle, że zaniepokojony Moser wątpić zaczął o prawdziwości tego ultimatum, które nie Anglia lecz on sam postawił bezwiednie.
— Ja kupuję, ile kto da! — zawyrokował Pillerault z odwagą i lekkomyślnością gracza nie stosującego się do żadnej metody.
Rozgorączkowany szałem hazardu, jaki pod koniec śniadania wszystkich ogarnął, Saccard zdecydował się wreszcie jeść szparagi, oburzając się znowu na Hureta, którego przestał się już spodziewać. Tak skory zwykle do powzięcia posta-