Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/190

Ta strona została skorygowana.

— Czy pani czytała kodeks? — zapytał.
Zarumieniła się lekko, gdyż przypuszczenie Saccarda było prawdziwem. Miotana niepokojem i głuchą jakąś obawą, pani Karolina dnia poprzedniego właśnie odczytała prawa, dotyczące zawiązywania współek i stowarzyszeń. Zapytana, chciała w pierwszej chwili zataić prawdę, ale oparłszy się pokusie, odparła z uśmiechem:
— Tak, przeglądałam kodeks wczoraj. Chciałam wypróbować uczciwość moją i innych i oto skorzystałam tyle, ile korzystamy po przeczytaniu dzieła medycznego. Zdaje nam się wtedy, że tysiące chorób opanowało nasz organizm.
Saccard przykrego doznał wrażenia, gdyś fakt ten dowodził nieufności pani Karoliny; lękał się, że przenikliwe a rozumne jej spojrzenie śledzić będzie i nadal każdy krok jego.
— Ba! — zawołał, czyniąc ręką gest lekceważący — myli się pani, przypuszczając, że będziemy się stosowali do niedorzecznych przesądów kodeksu! Ależ bylibyśmy skrępowani na każdym kroku, nie moglibyśmy ruszyć się z miejsca, a tymczasem odważniejsi współzawodnicy stanęliby już u celu!.. O nie! ani myślę czekać, dopóki się zbierze cały kapitał zakładowy, wolę zawczasu zatrzymać dla nas akcye, w nadziei że znajdziemy przecież jakiegoś człowieka, który nam użyczy swego nazwiska.
— Ależ prawo na to nie pozwala! — poważnie odparła pani Karolina.