Mówił to zupełnie szczerze, wierząc w tej chwili, że istotnie poprawi byt nieszczęśliwych tych kobiet, czyniąc je współwłaścicielkami tego deszczu złota, który miał wkrótce spaść na niego i na wszystkich, którzy mu zaufali.
Panie podniosły się i pożegnały gospodarza. Na progu dopiero hrabina wspomniała delikatnie o ważnej sprawie, o której nigdy z zasady nie mówiła.
— Otrzymałam z Rzymu od syna list donoszący o smutnem wrażeniu, jakie wywołała wieść o cofnięciu się wojsk naszych.
— Cierpliwości! — tonem niezłomnej wiary wykrzyknął Saccard — niebawem nadejdzie chwila powszechnego ratunku!
Z pełnym uszanowania ukłonem wyprowadził obie panie na schody, tym razem przez poczekalnię, w przekonaniu że nie ma tam już nikogo. Powracając jednak, spostrzegł dwie osoby siedzące na ławeczce: wysokiego chudego mężczyznę wyglądającego na lat piędziesiąt i mającego na sobie odświętne ubranie robotnika; przy nim siedziała osiemnastoletnia może, szczupła i blada dziewczyna.
— Czego tu chcecie? — szorstko zapytał.
Dziewczyna wstała z ławki a mężczyzna onieśmielony tem szorstkiem przyjęciem zaczął cóś bełkotać niewyraźnie.
— Po co siedzicie tu jeszcze?... Powiedziałem, że nikogo więcej dziś nie przyjmę.. Cóżeście za jedni?
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/216
Ta strona została skorygowana.