graniczną pieczołowitością i z dniem każdym więcej ją ubóstwiał.
— Ach, proszę pana, mogę sprawiedliwie powiedzieć, że doczekałem się z niej pociechy! Rozumna to i uczciwa dziewczyna!... Zresztą pan sam widzi, jaka ładna i miła!
W istocie Saccard z zadowoleniem patrzył na ładną dziewczynę. Wątły ten kwiatek na bruku paryzkim wyrosły, nęcił ku sobie oczy wdziękiem swym i prostotą. Duże jej oczy spoglądały ciekawie, drobne jasno blond loczki okalały czoło. Natalia pozwalała się ojcu uwielbiać, niewinna jeszcze, bo nic ją do upadku nie przywiodło. W oczach jej malował się wyraz spokojnego, lecz okrutnego samolubstwa.
— Otóż, proszę pana — prawił dalej Deioie — dziewczyna mogłaby już iść za mąż i zdarza jej się nawet bardzo dobra partya... syn introligatora, naszego sąsiada... Ale ten chłopak myśli o tem, aby założyć swój warsztat i dlatego chce za żoną sześciu tysięcy franków... Nie można mu się dziwić, bo taki chłopak mógłby dostać dziewczynę, któraby i więcej miała... Ale muszę panu powiedzieć jeszcze, że cztery lata temu umarła mi żona, zostawiając trochę grosza, który pewnie uciułała z pensyi... Mam więc cztery tysiące franków, ale co cztery, to nie sześć, a tym obojgu młodym bardzo pilno do ślubu...
Młoda dziewczyna, która dotąd słuchała z uśmiechem, rzuciła śmiałe i chłodne spojrzenie na
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/219
Ta strona została skorygowana.