ten prosty, ciemny posiadacz małego kapitaliku złożonego z groszowych oszczędności, nie był przedstawicielem łatwowiernego, pełnego ufności tłumu — tego tłumu, z którego tworzy się liczna i pewna klientela, który stanowi sfanatyzowany zastęp stronników, zapewniających instytucyi kredytowej siłę niezwyciężoną. Jeżeli ten człowiek przybiega tu, zanim jeszcze uczyniono jakąkolwiek wzmiankę publiczną, jakież tłumy zbiegać się będą po otworzeniu kasy?... Przejęty rozrzewnieniem, Saccard spoglądał z uśmiechem na pierwszego małego akcyonaryusza, widząc w jego postępowaniu zapowiedź świetnej dla siebie przyszłości.
— Dobrze, mój przyjacielu, zachowam dla was akcye.
Na twarzy Dejoie zabłysnął wyraz takiej radości, jak gdyby dostąpił wielkiej, nadspodziewanej łaski.
— Ach! jaki pan jest dobry dla biednego człowieka! Nieprawdaż, proszę pana, że w pół roku najdalej zarobię te dwa tysiące franków, których mi jeszcze potrzeba na posag dla Natalki? Ale jeżeli pan już taki łaskaw na mnie, to możeby najlepiej zaraz zapłacić, co się należy... Na wszelki wypadek przyniosłem tu pieniądze...
Sięgnął do kieszeni i wyjąwszy dużą kopertę, podał ją Saccardowi, który stał w milczeniu nieruchomy, jakby przejęty uwielbieniem wobec tak bezgranicznej ufności. Nielitościwy ten kor-
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/221
Ta strona została skorygowana.