sarz, za sprawą którego tylu bogaczy utonęło już w otchłani ruiny, wybuchnął wreszcie serdecznym śmiechem, czyniąc w duchu szczere postanowienie, że musi wzbogacić tego prostodusznego biedaka.
— Nie, mój przyjacielu, tak nie można robić. Zatrzymaj u siebie pieniądze, ja cię zapiszę a gdy będzie potrzeba, wtedy zapłacisz we właściwej kasie.
Tym razem Dejoie odszedł wreszcie, szepnąwszy przedtem Natalii, aby sama podziękowała panu za jego dobroć. Wyraz radości zajaśniał w pięknych, lecz surowych oczach dziewczęcia.
Zostawszy sam na sam z ojcem, Maksym rzekł z zuchwałym, szyderczym uśmiechem.
— Uważam, że zbierasz teraz posagi dla ładnych panien, mój ojcze!
— Dlaczegóżby nie? — wesoło odparł Saccard. — Szczęście innych i nam szczęście przynosi.
Przed wyjściem z gabinetu, układał jeszcze jakieś papiery. Nagle zwracając się do syna, zapytał:
— A może i ty chcesz naszych akcyj?
— Ja? — zawołał Maksym, stając przed ojcem. — Ja? Czyż ojciec i mnie ma za głupca?
Zarówno odpowiedź ta jak i ton mowy Maksyma, wydały się Saccardowi bardzo niewłaściwemi. Oburzony, chciał już przekładać synowi, że interes posiada istotnie szanse powodzenia i że
Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/222
Ta strona została skorygowana.