Strona:PL Zola - Pieniądz.djvu/231

Ta strona została przepisana.

Saccard wybuchnął śmiechem.
— Wielka mi rzecz! pięćset akcyj, pierwsza spłata sześćdziesiąt dwa tysiące pięćset franków! Gdyby przed upływem półroku Hamelin nie mógł pokryć tego długu z pierwszych zysków, lepiejby było dzisiaj się utopić, niżeli przykładać ręki do takiego przedsiębiorstwa... Nie! nie! nie ma się pani czego lękać! Tylko ludzie niezręczni tracą na spekulacyach.
Ale pomimo tych zapewnień, wyraz niepokoju malował się na twarzy pani Karoliny. Dopiero gdy zapalono dwie lampy, światło padające na olbrzymie plany i żywemi barwami malowane akwarele, przywiodło jej na myśl marzenie o tych odległych krainach. Nagie jeszcze równiny i góry zasłaniające widnokrąg przypomniały jej całą nędzę tego starego świata uśpionego na skarbach swoich — świata, który dzięki wiedzy jedynie mógł się ocknąć z wiekowej ciemnoty. Iluż to wzniosłych, pięknych i dobrych rzeczy na tem polu dokonać można! Stopniowo przed oczyma jej wyobraźni przesuwać się zaczęły nowe pokolenia silnej i szczęśliwej ludzkość wybujałej na starożytnym gruncie, który pracą postępu na nowo uprawionym został.
— Spekulacya! spekucya! — powtórzyła machinalnie, nie mogąc pokonać miotających nią wątpliwości.